Don Roberto to już przeszłość. Poznałam innego, znacznie wspanialszego mężczyznę :)
Oto Mr. Robertson:
Pozornie sporo nas dzieli ( jakieś 60 lat ), ale jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi :)
Jak się pewnie domyślacie, nie jestem niestety pierwszą kobietą w Jego życiu ( za to jestem najważniejszą! ). Mr. Robertson miał żonę, Panią Robertson, z domu - hrabinę du Ciel:
Może czytaliście o tym w gazetach. To był jeden z najgłośniejszych mezaliansów i swego czasu prasa się o tym rozpisywała. Mr.Robertson pracował w domu hrabiny jako lokaj:
Z czasem zakochał się w swojej pracodawczyni, a ona odwzajemniła to uczucie. Mimo sprzeciwów rodziny hrabiny, para pobrała się. Rozpoczęli razem akcję mającą na celu aktywizację utalentowanych kobiet ze wsi, które ze względu na swoje niskie urodzenie nie miały dostępu do edukacji i nie były w stanie znaleźć dla siebie zajęcia, które umożliwiłoby im zarobek i uniezależnienie się od mężów. Państwo Robertsonowie zaczęli wspierać organizacje promujące folklor, uświadomili kobietom jak cenną rzeczą jest rękodzieło i sztuka ludowa. Obecnie mieszkanki wsi zarabiają na robionych na drutach sweterkach, ręcznie tkanych serwetach i obrusach, a także tradycyjnej kuchni ludowej. Na zdjęciach poniżej widać Panią i Pana Robertson z członkiniami Koła Gospodyń Wiejskich:
Później jednak Mr. Robertson poznał mnie. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Mój Luby porzucił dla mnie żonę i aby zapewnić mi życie na wysokim poziomie, postanowił dorobić do emerytury. Jako że u hrabiny du Ciel nie mógł już pracować, zatrudnił się jako lokaj u markiza de Belleve.
Mój Kochany jest w pracy niezwykle dokładny i skrupulatny:
Ciężko pracuje, aby nas utrzymać. Musi nosić tace z napojami, nadzorować porządku w willi markiza, kierować służbą, wiele chodzić po schodach. Nic dziwnego, że czasem coś Mu strzyka w kręgosłupie...
Męcząca praca sprawia, że bywa poirytowany...
... a czasem to Mu już wręcz odbija...
... i robi się trochę złośliwy...
... ale i tak jest wspaniały i bardzo Go kocham!
Powiem Wam jeszcze coś w sekrecie - Mr. Robertson to nie jest prawdziwe nazwisko mojego Ukochanego. Przybrał je, uciekając przed zemstą hrabiny. Naprawdę nazywa się Robert Zaborowski, a to jego zdjęcie z młodości:
Rewelacja! Fantastyczna charakteryzacja i do tego "oprawiona" w taką uroczą historię :) Masz talent dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńM.
Wooow, super post ! :))
OdpowiedzUsuń